piątek, 28 września 2018

Kurs językowy w ELC Brighton

W dniach 17-28 września uczestniczyłam w kursie General English w The English Language Centre w Brighton. Było to nowe doświadczenie, gdyż poprzednie dwa kursy (metodyczny i językowy) odbywałam w Bournemouth. ELC z pewnością wypada na plus pod względem organizacyjnym. Szkoła jest duża, dośc nowoczesna, chociaż minusem jest to, że nie posiada kantyny, tzn. jest takowa, ale wyłącznie samoobsługowa. Można zjeść jedynie to, co się ze sobą przyniosło (są mikrofalowki i czajniki), ale na miejscu niczego zakupić się nie da, nawet automat do kawy... nie wydaje kawy. Na plus: biblioteka oraz duży przestronny computer room, otwarty dla studentów, z możliwością wydrukowania materiałów. Zdecydowanie na minus, w porównaniu z RLC Bournemouth, wypada liczebność grup, przeważnie wszystkie grupy językowe liczą po dwanaście osób (górna granica przewidziana w opisie kursów), a przy 12 osobach czasem trudno się przebić. Trochę zabrakło mi takiego zaopiekowania podczas zajęć, reagowania na bieżąco na moje błędy. Niemniej jednak nauczyciele świetni, przynajmniej ja na takich trafiłam. Na uwagę zasługują metody, dużo bardziej zróżnicowane niż w B-mouth. W ciągu dwóch tygodni pracowaliśmy w parach i w grupach, wspólnie opracowywaliśmy projekt, dużo dyskutowaliśmy, uczyliśmy siebie nawzajem. Korzystaliśmy z nowoczesnych technologii: używaliśmy iPadów, słuchaliśmy podcastów, korzystaliśmy z TED talks, po zajęciach wymienialiśmy się materiałami lub wykonywaliśmy pracę domową na WatsAppie. Opracowywaliśmy również strategię własnego rozwoju językowego. Każdy uczestnik kursu otrzymał dostęp do szkolnej platformy e-learningowej, poznaliśmy także inne strony, na których możemy samodzielnie rozwijać nasze umiejętności.

Jeśli chodzi o stronę nieformalną, to tutaj z kolei lepiej wypada Bournemouth. Chociaż szkółka mała, to jednak nastawiona w dużej mierze na szkolenia dla nauczycieli, co sprzyja nawiązywaniu nowych kontaktów zawodowych, wymianie doświadczeń etc. ELC Brighton to szkoła przede wszystkim dla młodych. Trudno w grupie znaleźć prawdziwie "dorosłe" osoby, nie mówiąc o nauczycielach. I chociaż udało się nawiązać pewne kontakty, to jednak było to dużo trudniejsze niz w B-mouth.

Samo miasto jeszcze bardziej urokliwe niz B-mouth, jeszcze bardziej nadmorskie. Główna ulica łącząca Brighton i Hove przebiega wzdłuż morza, na które mamy cały czas widok. Warto jednak zapuścić sie w boczne uliczki, żeby zobaczyć nieco inną stronę miasta, szczególnie oryginalna jest North Laine z ciekawymi kramami, sklepikami, stylowymi knajpami i ulicznymi grajkami. Zarówno przy głównej arterii, jak i w bocznych uliczkach jest mnóstwo knajp, kuchnie całego świata. Z takich "must see" w Brighton na pewno należy wymienić molo (trochę odpustowe, z wesołomiasteczkowymi atrakcjami), szkielet starego molo, Royal Pavilon (rezydencja króla Jerzego IV) oraz British Airways i360 (wieża widokowa nad morzem). Z kolei niecałą godzinkę jazdy autobusem znajdują się Seven Sisters - klify znane z pocztówek.